Oaza spokoju na Rynku w Rzeszowie odczuwalna była od pierwszej minuty mojego pobytu w tym mieście. Spontaniczna decyzja o starcie na dystansie 115km napawała mnie optymizmem oraz obawami. Pierwsze jaskółki pojawiły się już tej wiosny, ale ciągle jeszcze to nie jest to. Zawsze chciałem pojawić się na Podkarpaciu i gdy tylko nadarzyła się okazja, wykorzystałem ją. Bieg zaczyna się w środku nocy i kończy w dzień. I tak właśnie na dwie części ten bieg mogę podzielić. Noc i dzień.
Noc
W blasku lamp na Rzeszowskim Rynku przykryci cieniem nocy
Po bruku unoszący się zapach emocji i mocy
Księżycowa płachta podkreślająca barwy i urodę kamienic
Od lat dwudziestych nic nie chciałbym tu zmienić
Czy wzbudzamy wśród obecnych tu dusz podziw?
Błyska flesz, chcesz sto piętnaście kilometrów – to leć,
Na punktach odżywczych bądź jak jeż, weź jabłko i jedz
Między punktami bądź jak dziki Koń, który czuje tylko swoją woń
Goń bracie goń
Zmieniają się zapachy, dźwięki i kolory
Znika cisza
Noc zrzuca cień i ukradkiem robi się dzień
Dzień
Tuż za progiem czai się słońce, które wyznacza nowe wzorce
Jest tam! Już je widzę unoszące się na horyzoncie
Czuję je, jak swój świat buduje
Podkarpacką ziemię ogrzewa i obejmuje
Wzmaga się ptaków śpiew
Czasami zza parkanu dobiega psi gniew
Żółty coraz wyżej, ogrzewa i dogrzewa
A nam w ustach wody potrzeba
Leśny cień niewiele daje, bo las sam westchnienia daje
Kilometr po kilometrze, niebo czyste i bezwietrzne
Wschodnio południowy zakątek kraju,
Pięknie , jak to zawsze w maju
Jeszcze fragment wzdłuż rzeki Wisłok – ktoś mi powie
I po chwili jestem już na Rynku w Rzeszowie!
Miejsce Open 4 z czasem 12h 21min, Łukasz Pawłowski, wlodec