Czołem Biegacze! Dzięki uprzejmości Vege Runners oraz fritz-kola będę miał przyjemność wystąpić w edycji Ultra Śledzia 2019. Juppppiiii ???? ????!! To wyjątkowa dla mnie rzecz, bo mam z nim rachunki do wyrównania. W ubiegłym roku nabawiłem się kontuzji na nartach na tydzień przed zawodami, pomimo tego przejechałem 500km z Krakowa by chociaż powąchać śledzia ;p. Liczyłem na cud, ale ostatecznie na linii startu nie stanąłem.
Odwiedzałem za to wszystkie punkty kontrolne i odżywcze, robiłem masę zdjęć i kibicowałem zawodnikom. Od tamtej pory „choruję” na Śledzia, towarzyszy mi bez przerwy. Na tablicy magnetycznej w pracy, na kubku do kawy oraz w tle moich medali, jest tam i czeka ????.
Chcę wrócić na Ultra Śledzia, znów poczuć tą atmosferę, widzieć super organizację, podziwiać wytrwałość wolontariuszy, a przy okazji wyrównać stare porachunki.
Przygotowania sportowe
Wiadomość od Vege Runners otrzymałem w idealnym momencie, gdy byłem w górach na urlopie. Jakież może być lepsze zmotywowanie do treningu? Zwłaszcza, że przygotowanie do Ultra Śledzia to koniecznie też budowanie odporności na niskie temperatury. Wszak w pakiecie startowym otrzymuje się trzaskający mróz. Pozostaje siedzieć w lodówce lub przebywać w górach w których panuje, jakże zachęcająca do treningu, temperatura minus 18 stopni. No ale mail od Vege Runners motywuje najlepiej, więc nie ma wyjścia, trzeba trenować.
Tak więc dwa słowa o przygotowaniach sportowych, do startu w Ultra Śledziu. Sprowadzam je do stwierdzenia – nic nie zmieniam ????. Rok się dobrze zaczął zarówno startowo jak i treningowo to po co psuć. Starty zaplanowane w początku roku 2019 są super uzupełnieniem do trzech najważniejszych dla mnie zawodów, czyli Niepokornego Mnicha (97km), Rzeźnika (80km) i Biegu 7 dolin (100km), a tu proszę, wpada kolejny duży, ważny cel i zadanie – Ultra Śledź (82km). Tydzień w którym dowiedziałem się o pakiecie od Vege Runners zaczynałem zawodami w Niedzicy na trasie Zimowego Janosika Bedzies Kwicoł. Nie wiedziałem jeszcze, że ta zimowa sceneria to wstęp do dłuższej styczności z zimową aurą, którą zresztą uwielbiam i starty zimowe bardzo sobie cenię i je lubię. Po kilku zmianach trasy i ogłaszaniem jej nowych wariantów co kilka godzin Janosik uzbierał około 41km bardzo trudnej, mozolnej i uciążliwej śniegowej przeprawy. W zgodnej opinii uczestników i organizatorów, najtrudniejszej z biegów tegorocznej edycji.
Tydzień zakończyłem startem w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim. Można pisać peany na temat organizacji, samego biegu, scenerii i wszystkich fajnych rzeczy wokół. A najlepiej po prostu pojechać i wystartować, każdemu polecam wydarzenia organizowane przez Fundację Rzeźnika, to gwarancja solidności pod każdym względem. Tym razem to było 44km pięknej zimy, świetnie dostosowanej do biegaczy. Trasy przygotowane wyśmienicie a te fragmenty kilkukilometrowe, które celowo zostawiono „dzikie” pozwoliły poczuć prawdziwego ducha zimowego szurania.
Zanim przyjdzie się zmierzyć z osiemdziesięcioma kilometrami Ultra Śledzia czeka mnie jeszcze kilka startów, Grand Prix Krakowa w biegach górskich (11km), Turbacz Winter Trail (17km) oraz klasyczny „codzienny” trening. Nie będę tu podawał jednostek, czasów, obciążeń, częstotliwości… od tego każdy ma swoją głowę lub trenera. A jak jest ktoś ciekawy, to mamy 82km na wymianę własnych doświadczeń. Napiszę tylko, że oprócz typowego treningu biegowego uzupełniam go pływaniem, rowerem, rowerem spinningowym jak zimno, siłownią, wchodzeniem po stopniach itp. łącznie zbiera się tego średnio w miesiącu 400-500km; 30-40h; 25 – 35 000 kcal.
Ogólnie o logistyce na zawodach
Aby dobrze oddać proces związany z wyjazdem na zawody użyję analogii, która w mojej ocenie idealnie to odda a jednocześnie będzie prawdziwa do każdych zawodów w jakich przyjdzie stanąć na linii startu. Jak w silniku tłokowym, o którym każdy uczył się na fizyce, mamy cztery podstawowe fazy: ssanie-sprężanie-praca-wydech… Wszystkie one muszą być odpowiednio dograne, by silnik pracował jak trzeba.
Faza ssania, to cały okres przygotowawczy i związane z nim czynności organizacyjno okołobiegowe. Czyli, trzeba się jakoś na miejsce dostać (gdy jest to 500km, wyzwanie jest większe). Na miejscu trzeba gdzieś spać (na Śledziu Orgowie zapewnili bezpłatny nocleg na 3 noce – szacun, to nie jest powszechną praktyką). Często w tej fazie oglądam zdjęcia z poprzednich edycji, czytam opisy, recenzje, relacje… nie ma nic lepszego jak mądrość ludowa zawarta w przekazie słownym. Można się dowiedzieć, że było zimno, że banany zamarzły, że odległość 18km do punktu kolejnego daje popalić… itd., itp. To świetna pomoc w ułożeniu strategii przygotowania do biegu. Faza pierwsza kończy się, gdy zamykam drzwi mieszkania, spakowany i gotowy w drogę.
Faza sprężania, to już ekscytacja biegiem, nieodłączne nerwy związane z „tym co może się zdupić”. Mam za sobą blisko 100 różnych biegów a ciągle analizuję tuż przed zawodami: buty masz?, strój masz?, jedzenie masz?, zegarek naładowałeś?, głowę zabrałeś?… W tej fazie niezwykle ważne jest dla mnie biuro zawodów, atmosfera, nasiąkanie tą radością i podnieceniem „bo to już za chwilkę”. Wszędzie gdzie ten etap jest super dograny, wraca się z dużą radością i ochotą. Tak jest właśnie na Ultra Śledziu, taki klimat buduje legendę. Faza druga kończy się na linii startu. Wszystko już musi być na swoim miejscu, ale kontroluję już tylko dwie najważniejsze sprawy czyli chip i numer, bez których nie mogę pobiec. Reszta miała być dograna i przemyślana wcześniej, zmiana w ostatnim momencie nigdy nie wyszła mi na zdrowie (jak zaplanowałem zabrać 4 żele, to biorę 4 a nie 2 bo mi za ciężko, jak planowałem zabrać zapasowe skarpetki, to je biorę, nie odkładam itp.).
Faza pracy… no co tu pisać – jazda do przodu. Ale, ale, jak sobie zaplanowałem biec „na jakiś czas” lub „jakimś tempem” to nie wyrywam do przodu bo wszyscy już polecieli. Więc, dobrze jest mieć plan. A ja mam zawsze trzy plany: idealny – sprowadza się do najlepszego czasu i miejsca jakie jestem w stanie uzyskać by być mega zadowolonym, przewidywalny – czyli coś, co mnie ucieszy i pozwoli uzyskać satysfakcję z wyniku i poczucie dobrych zawodów, limitowy – czyli zawsze pamiętam o wirtualnej kresce która mnie goni ????, czasem się zdarza, że muszę przed nią uciekać, a nie lubię pytać współbiegnących jaki był limit na tym punkcie. W tej fazie nie wolno zapominać o napełnianiu bateryjek na przyszłość, czyli robimy zdjęcia, poznajemy ludzi, chłoniemy przestrzeń… wszystko to co później wróci we wspomnieniach. Faza trzecia kończy się tuż za metą, czyli ręce w górę dla fotoreporterów, zatrzymanie zegarka lub endo, medal, zwrot chipa, autografy i wywiady ;p. Kto tam jakie ma obowiązki tuż po (niepotrzebne skreślić).
Faza wydechu jest niezwykle istotna, gdy opadną już emocje biegowe, wciąż trzeba pamiętać o kilku ważnych sprawach. Powolne schłodzenie, zamiast gwałtownego zatrzymania, przyjmowanie odpowiedniej ilości i jakości pokarmów i płynów, odpowiedni odpoczynek lub profil treningowy w okresie bezpośrednim po zawodach i tak dalej, i tak dalej. Każdy ma tutaj swoją własną strategię i najlepiej mieć ją sprawdzoną na sobie. Bo dla każdego ten okres będzie wyglądał inaczej. Natomiast ja mam sprawdzoną procedurę powrotu do ćwiczenia poprzez sporty uzupełniające (pływanie, siłownia) oraz dodatki regenerujące (jacuzzi, sauna), ale zawsze jeden dzień po zawodach daję sobie luz, to okres na relacje internetowe, przeglądanie zdjęć, poszukiwanie relacji innych biegających. Czerpanie z naładowanych akumulatorów. Faza czwarta nigdy nie ma końca, szybko przechodzi w pierwszą fazę kolejnych zawodów, to proces który musi cały czas trwać, by silnik dobrze pracował.
Przygotowania sprzętowe, żywieniowe i towarzyskie
Aby przetrwać ważny bieg, w szczególności bieg z zakresu ultra, potrzebne będą wszelkie dodatkowe elementy jakie posłużą nam pomocą w osiągnięciu celu. Uogólniając, na własne potrzeby podzieliłem je na trzy grupy, o najważniejszej na końcu, ale zacznę od sprzętu.
W czym pobiegniesz? Co będziesz mieć ze sobą? – zawsze należy pamiętać, by w ważnych zawodach biec z elementami sprawdzonymi w boju. To święta zasada, ale pokus by ją złamać jest tak wiele, że sam się w Bieszczadach dałem wyrolować. Przecież ta czapka w pakiecie była taka ładna, wprost na mnie uszyta i z pięknym rzeźnickim logo, cudo, grzech nie założyć. Co z tego gdy o połowę cieńsza niż moja stara, sprawdzona, czarna i bez logotypu… Po 10ciu kilometrach biegu w temperaturze minus 8 wiedziałem, że to był błąd. Na szczęście nie zapłaciłem za to żadnej „ceny” dobiegłem do mety, zapasowa czapka cały czas była w plecaku, niby nic. Ale zasada była łaskawa o sobie przypomnieć ????. Nie ma eksperymentowania z wyposażeniem biegowym w dniu zawodów ????.
Co zjesz przed biegiem? Co zjesz w trakcie? A co zabierzesz do plecaka? – powtórzę się, dla wyrazistości przekazu ????, nie ma eksperymentowania w dniu zawodów. Mam swoje ulubione żele (o ile można je lubić, żele i suplementy okołobiegowe dzielę na te co wylatują dołem, wracają i wylatują górą oraz te które zostają na chwilę w środku; te co zostają w środku dzielę na takie które dają zauważalny efekt, oraz te które poza skręceniem żołądka nie robią nic), mam też swoje ulubione metody nawadniania. Ważne by wiedzieć co można a co nie, bo każdy ma swoje przyzwyczajenia i możliwości organizmu. Przykładowo specyfik o nazwie „cola” – jedni wolą prosto z butelki, inni wcześniej odgazowują, jeszcze inni na początku biegu, jest grupa lubiąca na końcu… a ja wcale! Po wypiciu kubka coli 15min później mam kolkę uniemożliwiającą bieganie. Pamiętajcie, to nie inni biegacze mówią co jeść, pić i kiedy, wszystko należy przetestować samodzielnie i używać rozumu.
Z kim się spotkasz? Z kim pobiegniesz? – rzecz ostatnia, ale jedna z najważniejszych. Bieganie to ludzie, to spotkania z „już znajomymi” oraz „wkrótce znajomymi”. Nic tak pozytywnie nie nastraja do biegu, jak wieczorek przed biegiem, przy szklanicy dobrego soku buraczkowego lub innych gumijagód. O ile nie przeciągnie się świętowania do „rany, za godzinę start”, bo wtedy wszelkie plany i przygotowania przestają mieć znaczenie, liczy się wola przetrwania i zdolność adaptacji do warunków. Mi się tak nie zdarzyło, ale kilka razy miałem okazję obserwować efekty ????, raczej nie polecam. Za to warto wykorzystać wszelkie okazje w biurze, na pasta party, w czasie biegu, po zawodach do spotkania drugiego człowieka.
Kończąc wątek pokażę krajobraz bitewny, podczas szykowania się do tegorocznej edycji Zimowego Janosika. Warto mieć temat przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, zaczynając nie na bieliźnie, ale wręcz na samym ciele, co wsmarujesz w miejsca mogące sprawiać trudność (gdy będzie mokro, lub zbyt sucho, czy zimno, czy gorąco – strategii wiele)? Naklejasz plastry, czy lepiej jest bez nich (faceci po maratonie wiedzą co mam na myśli)? Jaki strój, co mam sprawdzone, jakie warianty? Plecak, nerka, bidon na rękę (prawie zawsze na ultra zabieram plecak)? No i buty… temat rzeka, na osobną opowieść, ale jak jadę samochodem i mogę sobie na to pozwolić zabieram zawsze ze 3 pary różnych, ale bezwzględnie wcześniej „obieganych”. Widząc nawierzchnię na jakiej starujemy dobieram rodzaj bieżnika, to może pomóc. Często do torby na bieg trafia też dodatkowy motywator, dobra książka o bieganiu, lub czasopismo, które sprzyjają uspokojeniu i budowaniu nastroju.
Aby nie było wątpliwości, wszystkie te uwagi spisuję jako człowiek który ma wielką radość gdy zajmie miejsce w 1/3 stawki, bez aspiracji i możliwości zajmowania czołowych miejsc! Ale gdy mam wszystko przemyślane, mogę się skupić na radości z biegania, na przyjemności przeżywania kolejnych startów, na wspomnianym ładowaniu bateryjek. Robię wszystko by szerokim łukiem omijały mnie akcje w stylu DNS, DNF lub „dobiegł lecz dokonał żywota”.
Bezpośrednie przygotowanie przedstartowe – Ultra Śledź
Kiedy piszę tekst, do startu w Ultra Śledziu wciąż pozostaje prawie miesiąc. Ale nie ma ani bardziej, ani mniej dobrego czasu na przygotowanie startowe, więc w żołnierskich słowach, co sprawdzam i jak się do tego ustosunkowuję przed zawodami.
Trasa – znam jej przebieg, znam miejsca kontrolne i żywieniowe, wiem ile je dzieli kilometrów i w jakim profilu, wiem ile zabrać picia i jedzenia, trasę znam też z jej profilu wysokości, mam ją wgraną na zegarek, oraz awaryjnie na komórkę z aplikacją która ją odtworzy (awaryjnie – bo z doświadczenia wiem, ze bieganie daleko od cywilizacji lub blisko granic powoduje dużo większe zużycie energii, więc albo zabieram powerbanka, albo ustawiam się z komórką w tryb samolotowy)
Regulamin – regulamin przeglądam, znam miejsce biura zawodów, znam godziny otwarcia biura (często jadę by zdążyć na sam koniec w przeddzień startu, jak każdy muszę chodzić do pracy ????, ale pracuje nad tym, gram w totka), znam wyposażenie obowiązkowe (na szczęście wiele imprez biegowych zaczyna je sprawdzać, widziałem zawody w których folia NRC ratowała życie), czytam dodatkowe warunki startu (szczególnie takie które mogą wykluczyć, jak przykładowo obowiązek opłacenia OC – w biurze, w nocy może już być za późno)
Nocleg – na Ultra Śledziu rewelacja, dostępny nocleg zorganizowany przez szanownych Orgów. Ale uwaga ????, nie ulegać złudzeniu ciszy, spokoju i wypoczynku. Z nieznanych mi powodów jest duża grupa biegaczy, którzy do wczesnych godzin porannych potrafią sobie odpowiadać na pytania „na ile biegniesz?, jesteś przygotowany? Co ostatnio biegłeś? Jaki masz czas na maraton? A na ile ten maraton?” i zupełnie im nie przeszkadza, że obok śpią ludzie i mają swoje podejście do relaksu przed startem. I chcąc być dobrze zrozumianym – nie mam obiekcji, zawsze zabieram ze sobą stopery i wszystkim to zalecam. Po prostu wspomniana przez mnie wyżej i wychwalana integracja zawodników przybiera czasem nieprzemyślane formy. Ale jak komuś by to przeszkadzało, lepiej wybrać hotel.
Żywienie w biegu, odzież – jedzenia jako takiego nie zabieram, ale zwyczajowo będę miał ze sobą 4 żele energetyczne BCAA i 4 żelki słodkie „bo lubię”. Pozostałe elementy uzupełnię w punktach żywieniowych (to co mi służy – czekolada, banany, zupy ciepłe i herbata). Bidon mały 200ml z izotonikiem, mocowany przy pasie piersiowym, większy wewnątrz plecaka, zależnie od pogody, jak będzie mróz to odpada camelbak z rurką (zamarznie i odetnie) wtedy w plecaku ale w komorze przy plecach daję softfalsk 600ml, jak będzie powyżej zera to wspomniany rurkowiec. Wypada w tym miejscu wspomnieć, że plecak ma jeszcze jedną zaletę, specjalną kieszeń przeznaczoną na śmieci, wszystko co zjem po drodze a pozostawia odpadki, leci ze mną do punktu lub do mety. Biegasz, nie śmiecisz!
Ubranie, buty, dodatki, plecak – tu bez niespodzianek. Wiem co założę, wiem czym i gdzie się nasmaruję, na dwa-trzy dni przed zawodami sprawdzę prognozę i uzupełnię plecak o dodatkowe elementy (np. biegowe raczki z kolcami które na Janosiku sprawdziły się idealnie itd. itp.). Ale z tym uzupełnianiem to ostrożnie, chęć zabrania wszystkiego co może się przydać zwiększa kilogramy i objętość, a głupio startować z walizką na kółkach ;p.
Strategia na bieg – tak jak wspomniałem, mam je co najmniej trzy. Tak też jest ze Śledziem, wiem jakie czasy chciałbym osiągnąć w poszczególnych punktach oraz na linii mety, przyjęte z zakładanym przeze mnie tempem poszczególnych odcinków. Ale o tym napiszę po biegu, co się mam wystawiać jak uczniak ;P. W razie czego powiem, że tak miało być…
Peany końcowe na cześć Vege Runners ????
Jeszcze raz dziękuję! Dzięki Wam znów stanę w tym miejscu na linii startu i będę walczył by po pętli 82km wrócić w jednym kawałku i napisać dla Was relację z biegu. To mega niespodzianka i przyjemność! Cieszę się też, że chcieliście relacji strategiczno-przygotowawczej ????, to ciekawe doświadczenie, próbować przelać na słowa to, co może i oczywiste, ale daje do myślenia. Do zobaczenia na starcie!
Wojtek